Marta Abramowicz - Zakonnice odchodzą po cichu. Recenzja.
- Patrycja Lach
- 13 lis 2017
- 4 minut(y) czytania

Marta Abramowicz to młoda autorka, reportażystka, psycholożka i ekspertka od zagadnień dyskryminacji. Obecnie na uniwersytecie gdańskim współprowadzi badania dotyczące wykluczenia społecznego. Jest autorką kilkunastu prac naukowych. Jej najnowsza książka nosi tytuł "Zakonnice odchodzą po cichu". Opisuje ona problem, który w naszym kraju jest na ogół omijany i nie nagłaśniany przez media. Zakonnice, które odchodzą ze swoich zgromadzeń. Wiele ludzi nie ma pojęcia, że takie osoby w ogóle istnieją. Nikt o nich nie mówi, nikt z nimi nie rozmawia. Nie powstała na ten temat żadna praca naukowa. Nawet słynny w kręgach socjologicznych prof. Józef Baniak, który na co dzień zajmuje się socjologią religii, bada księży i zakonników, nigdy nie zdołał zgłębić tego tematu.
Autorka pół roku przed napisaniem książki rozpoczęła badania. Użyła w nich 3 metod, które dokładnie opisuje. Pierwsza z nich to „Kula Śnieżna”. Pomaga ona dotrzeć do ludzi, których ciężko znaleźć. Polega na kontakcie z jedną osobą, która później kontaktuje się z kolejną, a ta z następną itd... Niestety w tym wypadku „Kula Śnieżna” nie zadziałała, ponieważ okazało się, że byłe zakonnice nie znają się nawzajem. W Polsce jest stowarzyszenie byłych księży i zakonników, jednak żadna organizacja nie zajmuje się byłymi siostrami. Drugą metodą było przeszukiwanie internetu. Tutaj też pojawił się problem, ponieważ w przeciwieństwie do byłych księży, którzy dzielą się swoimi świadectwami apostazji, byłe siostry zakonne nie istnieją na stronach www. Pewien pastor ewangelicki, do którego Marta Abramowicz dotarła, tłumaczył ten stan rzeczy poczuciem winy jakim obarczają się byłe zakonnice. Tłumaczył, że biorą odpowiedzialność za grzechy i chcą cierpieć w ukryciu. Trzecia metoda, to tak zwani „ludzie dobrej woli”, czyli rozpytywanie o problemie wszystkich napotkanych osób. Autorce pomagało wiele osób z różnych środowisk. Poprosiła o pomoc wspomnianego wyżej prof. Baniaka, który odpowiedział, że próbował przeprowadzić podobne badania, ale nie potrafił zgromadzić odpowiedniej ilości materiałów. Koniec końców autorce udało się dotrzeć do dwudziestu kobiet, które opuściły stan zakonny.
Książka "Zakonnice odchodzą po cichu" zasadniczo dzieli się na trzy części. Pierwsza z nich to wstęp, w którym autorka analizuje swoją pracę badawczą i metodologię. Druga to historie kobiet, kiedyś zakonnic, które zdecydowały się opuścić życie w klasztorach. Trzecia, równie ważna, to bibliografia. W niej zawarte są wszystkie prace i publikacje na temat życia zakonnego i konsekrowanego, z których korzystała Abramowicz.
Historie opisane w książce są powierzchownie podobne. Zazwyczaj dotyczą młodych kobiet, które po ukończeniu liceum lub nawet w jego trakcie wybrały życie w zakonie. Autorka opisuje działanie mechanizmu, który pomaga odkryć młodym dziewczynom powołanie. Zwykle odbywa się to podczas odbywających kilka razy do roku dniach powołania. Jest to wydarzenie organizowane przez poszczególne zakony. Najczęściej do tego celu wybierane są piękne miejsca. Góry lub nadmorskie miejscowości. Tam młode dziewczyny poznają siostry, które są twarzą zakonów, produkują miłą atmosferę, która ma na celu zachęcić kobiety do klasztoru. Często jest tak, że licealistki oczarowane tym obrazem, decydują się na tak radykalny krok i rozczarowują się. Bo w klasztorze nie ma miejsca na zabawę, czas wolny czy nawet na przyjaźnie. Już po pierwszym dniu następuje brutalne zderzenie się z rzeczywistością. Okazuje się, że siostry mają ustalony z góry grafik dnia, który wyznaczany jest przez godziny modlitwy, między którymi odbywają się posiłki, praca i obowiązkowe spotkania wspólne, nazywane rekreacją. Najgorsze były pierwsze dwa lata postulatu, kiedy młode kandydatki na zakonnice były wykorzystywane przez starsze siostry do najcięższych prac. Zakon nie znosi sprzeciwu. Zadania są tam przydzielane odgórnie, przez Matkę – głowę zakonu, która w regułach jest określana jako zastępca Boga. W klasztorze nie ma też miejsca na przyjaźń. Reguła nakazuje być w dobrych relacjach z całą wspólnotą. Jeśli rozmawia się więcej z jedną osobą, jest to traktowane jako grzech. Kategoria grzechu w zakonie w ogóle traktowana jest inaczej niż poza nim. W sensie ścisłym istnieje grzech, który określa Katechizm Kościoła Katolickiego, ale często grzechem nazywane są czynności uznawane za zwyczajne w świecie zewnętrznym. Zjedzenie jabłka w pokoju a nie w refektarzu, wychodzenie z pokoju po modlitwie wieczornej, a nawet krótka drzemka po pracy.
Kobiety, których historie opisuje Marta Abramowicz, po wyjściu z klasztoru, ze wspólnoty zajmują się różnymi rzeczami. Dwie z nich są razem w związku i prowadzą hotel nad Bałtykiem inna uczy w szkole religii. Jednak decyzja o wystąpieniu ze wspólnoty nie jest łatwa. Kobieta, która staje się zakonnicą, zrzeka się wszystkiego. Nie może posiadać nawet drobnej ilości pieniędzy. Nie ma swoich ubrań, naczyń, niczego. Dlatego uciekając z zakonu musi mieć do kogo zwrócić się o pomoc. Najczęściej są to rodzice, którzy w takiej sytuacji przyjmują postawę : „a nie mówiłem”.
Książka Marty Abramowicz pt. "Zakonnice odchodzą po cichu", jest doskonałym studium problemu z jakim boryka się około dziewięćdziesiąt kobiet rocznie w skali kraju. Może nie jest to spektakularne zjawisko socjologiczne ale z punktu widzenia roli, jaką w naszej kulturze odgrywa kościół – znaczące. Problemem nie jest samo odchodzenie sióstr ze wspólnot, tylko jego powody. Autorka stawia tezę, że przyczyny tej sytuacji leżą w braku reformy zakonów. Kościół, tak jak każda inna instytucja zmienia się wraz z biegiem czasu. Oczywiście, jako jednostka reprezentująca bardzo konserwatywne środowisko, nie zmienia się nagle. Ale na przestrzeni wieków widać te zmiany. Jednak nie w zakonnych zgromadzeniach żeńskich. Tam reguły, napisane ok. wieku XVI, nie zmieniły się do teraz. Nie pomógł nawet sobór watykański II, który wprowadził wiele bardzo dobrych zmian w życie kościoła.
Marta Abramowicz poświęciła wiele pracy na zgłębienie tego tematu i dotarcie do bohaterek tej książki. Jednak gra była warta świeczki. Udało jej się opisać problem, który w naszym kraju nadal jest tematem tabu.
Comments