Dlaczego szatan stróż włożył ci w rękę nóż?
- Izabela Gajda
- 14 gru 2017
- 3 minut(y) czytania

W minioną niedzielę miała miejsce emisja ostatniego odcinka drugiego sezonu "Belfra". Czekałam na ten dzień z utęsknieniem od jakiegoś miesiąca, gdyż bardzo zależało mi na napisaniu tej recenzji na podstawie całego sezonu, a nie jego części. Trzy dni temu mój mózg szalał, tworzył teorie, rozbijał teorie, kazał mi pisać brzydkie i niegrzeczne rzeczy pod adresem twórców. Co za szczęście, że jednak go nie posłuchałam. Wypiłam trzy dzbanki melisy, ochłonęłam i powoli próbuję ułożyć w logiczną całość bałagan, który zaistniał w mej głowie po obejrzeniu ostatniego odcinka. Nie jest łatwo, ale próbuję.
Paweł Zawadzki, główny bohater serii, nauczyciel, psycholog i szpieg w jednym, po rozwiązaniu zagadki śmierci Asi Walewskiej, opuszcza Dobrowice i przymuszony przez Radka Kędzierskiego z CBŚ, przenosi się do Wrocławia, by uczyć języka polskiego w tamtejszym prywatnym liceum. Oczywiście, nie zostaje tam posłany ze względu na swoje wyjątkowe zdolności nauczycielskie, które w takiej mieścince jak Dobrowice by się zmarnowały. "Belfer" ma za zadanie zbadać, co kryje się za tajemniczym zaginięciem trójki uczniów oraz ich szybkim, niespodziewanym powrotem dokładnie w pierwszy dzień pracy Zawadzkiego. Przypadek? Nie sądzę. Zlecenie, które pozornie miało być niewiele rudniejsze niż sprawa Walewskiej, nagle przeradza się w coś jeszcze gorszego, a im dalej w las, tym osłownie więcej trupów.
Drugi sezon znacznie różni się od pierwszego pod wieloma względami, choćby, jeśli chodzi o łówny wątek i otoczenie. Akcja nie toczy się w niewielkiej miejscowości, lecz stolicy wojewódzkiej. amy do czynienia z bogatymi dzieciakami, a nie zwyczajnymi uczniami. Zawadzki próbuje znaleźć dpowiedź na pytanie nie "kto zabił?" tylko "dlaczego zabił?". tutaj pojawiają się schody. Jeżeli jedna zagadka zostaje częściowo rozwiązana, na jej miejsce skakuje kolejne dziesięć, a z kolei pod nie podczepione są następne. Nie ma szans na opuszczenie dcinka choćby na minutkę, nie ma chodzenia do WC podczas seansu. Umknie ci jedna rzecz - późniejsza edukcja staje się jeszcze trudniejsza. m bliżej było do finału, tym więcej wychodziło na wierzch powiązań, zależności. Bohaterowie ombinowali jak tylko mogli, ale końcem końców karty musiały zostać odkryte. Nie dzielili się też między sobą na tych "dobrych" i "złych". Jeśli dochodziło między nimi konfliktu, to był to głównie konflikt interesów, nie wartości moralnych, co szczególnie mocno wybrzmiało w finale. Zawadzki, który w pierwszym sezonie wydawał się szpiegiem idealnym, we Wrocławiu ledwo sobie radził. Błąkał się zagubiony po ulicach, korytarzach szkoły niby świeżo upieczony student pierwszego roku po uczelni. Dał się skopać licealiście, popełnił mnóstwo kosztownych błędów, gdzieś umknęło jego zaangażowanie w sprawę; tę lukę skutecznie wypełnia Kędzierski, którego pojawienie się na ekranie dodawało dwadzieścia punktów do skupienia uwagi na serialu. Losy pozostałych bohaterów nieszczególnie mnie interesowały. Przez pierwsze cztery odcinki snuli się z kąta w kąt, niby rozmawiali, ale te dialogi niezbyt dużo wnosiły, i chociaż ogólnie odcinki budowały napięcie, nie dało się go wyczuć w rozmowach licealistów. Trochę świeżości wniosła postać Eweliny Rozłuckiej, znanej już z pierwszego sezonu, gdzie nie lubiłam jej za bardzo i nie odczułam zaskoczenia, gdy wyszło, że to ona przyczyniła się do śmierci Asi i Lesława. Tutaj nie dość, że intrygowała, to dodatkowo wzbudziła u mnie sympatię i było mi naprawdę smutno, kiedy spotkał ją taki, a nie inny koniec.
Szczerze mówiąc nie wiem, jak ocenić całość sezonu. Pierwszy postawił poprzeczkę bardzo wysoko, wniósł coś nowego, dobrego do polskiej ramówki serialowej, jednak drugi wypadł trochę słabiej. Ale, jak to śpiewają kibice po niezbyt udanym meczu, nic się nie stało. Kontynuacje mają to do siebie, że ciężko im wskoczyć na poziom pierwszej części, zwłaszcza, jeśli zebrała owacje na stojąco zarówno od wytrawnych krytyków, jak i zwykłych wyjadaczy chleba codziennego. "Belfer 2" wprowadził wiele wątków, które też miały wątki, co niezbyt zmieściło się w ośmiu godzinach emisyjnych. Rozwiązanie części zagadek podano nam prawie na tacy jeszcze przed finałem, później wyjaśniono kilka innych, między innymi znalazła się odpowiedź na pytanie, dlaczego w ogóle doszło do masakry w liceum.
Niektórych rzeczy przy odpowiednim skupieniu można było się samemu domyślić, jednak faktem jest, że paru spraw nie dokończono i twórcy serialu serwują zakończenie otwarte. Nie jestem pewna, czy oglądałabym w takim wypadku sezon trzeci. "Belfer", jak wspomniałam wcześniej, naprawdę sporo wniósł, jednak temat nauczyciela - szpiega uważam za dostatecznie wyczerpany. Myślę, że twórcy mogliby stworzyć zupełnie nowy projekt, o podobnej, kryminalnej tematyce, ponieważ widać, że zespół czuje się w niej jak ryba w wodzie. Chyba, że mają jeszcze jakiegoś asa w rękawie, wtedy się zastanowię.
Comments